Autor: Czytelnik Portalu Pedagogika Specjalna
Opublikowano: 24 lipca 2019 roku.
Jest w naszej sali zegar. Najzwyklejszy w świecie. Wisi na ścianie nad drzwiami, wkłada się do niego baterie i chodzi. Nie, nie po podłodze. Porusza wskazówkami i pokazuje godziny. Są na nim cyfry, a że Księciunio zna tych cyfr bardzo dużo, więc postanowiliśmy uczyć się zegara. W pierwszej kolejności zdjęliśmy zegar ze ściany, żeby go pooglądać i poszukać nóg. Może to wydać się śmieszne i może ktoś zapyta: po co ? Otóż, nie wiem co Księciunio sobie myśli, kiedy słyszy, że „zegar chodzi”, ponieważ nie mówi, nie powie mi tego, ale wiem, że Księciunio ma autyzm, a osoby z autyzmem rozumieją wszystko dosłownie. Możliwe, że on sobie wyobrażał, że zegar ma gdzieś ukryte nogi, może niewidzialne i dlatego mówimy „chodzi”.
Oglądaliśmy zegar, żeby zobaczyć, że nie ma żadnych nóg, a to tylko takie powiedzenie. Oglądaliśmy ten zegar z przodu i z tyłu, wyciągaliśmy baterie, żeby zrozumieć co to znaczy, że „zegar stoi”, wkładaliśmy baterie i przestawialiśmy wskazówki, niekoniecznie na konkretną godzinę, bo Księciunio jeszcze tych godzin nie znał, ale chciałam, żeby zapoznał się z samym mechanizmem i jego sposobem działania.
To jeden ze sposobów uczenia osób z autyzmem – rozkładanie wszystkiego na pojedyncze elementy, zanim zaczną poznawać całość. Poprosiłam jeszcze Księciunia, żeby pochodził ze mną po klasie. Znowu to może wydać się śmieszne, albo ktoś zapyta: po co? Po to, żeby uzmysłowić sobie, że jak ktoś chodzi, to zmienia miejsce, w którym się znajduje, tak samo jak zmieniają miejsce wskazówki zegara wtedy, kiedy „zegar chodzi”.
W drugiej kolejności, ponieważ Księciunio zna także litery, układaliśmy z rozsypanki literowej napis „ZEGAR”. Napis ten do dzisiaj wisi na ścianie, tuż pod zegarem, dlatego każdy kto wchodzi do naszej klasy, dzięki Księciuniowi wie, że to urządzenie na ścianie to właśnie zegar.
Księciunio zna litery, ale kiedy jeszcze nie byłam pewna, że zna je dobrze, układanie wyrazów wyglądało tak. Ja mówiłam: wybierz „z”, Księciunio wybierał dowolną, inną literę, wchodzacą w skład wyrazu „zegar”. Ja mówiłam: to nie jest „z”, wybierz „z”. Księciunio wybierał inną literę, ale nie było to „z” i już widziałam, że jego działanie jest celowe, bo trwało to jakiś czas, gdy ja powtarzałam: wybierz ”z”, a on sięgał po każdą inną, tylko nie tą, o którą prosiłam. Trzeba było zacząć eliminację, wybierał literę, którą chciał, a ja zabierałam ją, jeśli to nie było „z”. W ten sposób doszliśmy do momentu, gdy już nie miał wyboru. Teraz kiedy wiem, że zna litery, nie każę mu wybierać, kładę przed nim wszystkie i mówię: ułóż słowo „zegar”, a Księciunio zadowolony, że traktuję go poważnie, po prostu układa te literki.
Z Dokładnikiem jest zupełnie inaczej. Dokładnik nie nauczył się liter, choć próbowałam to z nim robić, ale za to zapamiętuje wyrazy globalnie, czyli bez rozkładania ich na pojedyncze literki. Czasami jednak ćwiczy układanie wyrazów, ponieważ najchętniej robiłby to od końca. Trzeba go pilnować, żeby układał od lewej do prawej i we właściwej kolejności. Litery i cyfry lubią taki porządek.
Wracając jednak do tego, jak Księciunio uczył się zegara… Nasz podpisany zegar, z powrotem znalazł się tam, gdzie jego miejsce, bo do ćwiczeń mamy zupełnie inne zegary. Zanim jednak zaczęliśmy ćwiczenia, chciałam żeby Księciunio samodzielnie wykonał tarczę zegarową (w myśl zasady „małymi kroczkami” i rozkładania na czynniki pierwsze), ale natychmiast pojawił się problem. Właściwie niejeden. Cechą Księciunia jest wiotkość mięśni, co oznacza m.in. trudność w posługiwaniu się różnego rodzaju przyborami szkolnymi, w tym nożyczkami.
On wie jak je trzymać i mniej więcej wie, jak naciskać, żeby ciąć, ale woli pchać nożyczki tak, żeby cięły same, tylko że wtedy trudno o precyzję tego wycinania. Tymczasem, tak się składa, że większość zegarów ma okrągłą tarczę, więc musieliśmy wyciąć duże koło. Próby pomagania Księciuniowi, żeby jego ręka pracowała prawidłowo, zazwyczaj kończą się siłowaniem z nim, co też mogłoby być jakimś ćwiczeniem mięśni, gdyby nie niebezpieczeństwo skaleczenia się nożyczkami. Jakoś wspólnymi siłami wycięliśmy duże koło, ale kolejny problem Księciunia to pisanie.
Właśnie dlatego tak dużo układamy, przyklejamy i stosujemy wszystkie inne możliwości pozwalające nam na uczenie się bez pisania, albo pisząc tylko tyle, ile konieczne, bo niejednokrotnie coś musi być wyraźne, a jak Księciunio pisze, robi to tak jakby głaskał, albo miział kartkę i nic nie jest czytelne, a przecież najczęściej pisze się po to, żeby potem przeczytać. A ja chciałam, żeby na tarczy zegara, czyli naszym wyciętym kole, znalazły się cyfry, które będzie można odczytać.
Koło zostało przypięte do tablicy magnetycznej, mamy tych magnesów bardzo dużo w klasie i zawsze służą nam do zajęć, a zadaniem Księciunia było ułożyć na nim cyfry tak, jak są ułożone na tarczy zegarowej. I tu kolejny problem. Moją koncepcją było, żeby Księciunio układał te cyferki zaczynając od 12, które jest na samej górze kółka. Koncepcją Księciunia było zacząć od 1. Zawsze to, co ma jakąś ustaloną kolejność, układa w takiej właśnie kolejności. Na przykład, kiedy mówię, żeby z siedmiu dni tygodnia wybrał „środa”, układa wszystkie dni w kolejności. Nie potrzebujemy tego, ale on musi. Mówię mu, żeby z podanych cyfr wybrał 12, a on zaczyna układać od 1. Tymczasem w mojej koncepcji mieściło się także zakłócenie jego schematów funkcjonowania, dobrze byłoby gdyby nauczył się pewnej elastyczności.
Księciuniowi trzeba dać nieco więcej czasu niż innym, bo jego reakcje są odroczone. Za którymś kolejnym powtórzeniem wreszcie wykona zadanie, ale cierpliwości trzeba mieć do niego całe pokłady. Ponieważ jednak znamy się z Księciuniem od pierwszej klasy (teraz jest w szóstej, a lat ma 16), nauczyłam się mieć tą cierpliwość, albo on mnie tego nauczył.
Jak już „przebrnęliśmy” przez wybieranie cyfry 12, dalej poszło gładko. Księciunio w zaznaczonych miejscach ułożył odpowiednie cyfry i na tablicy magnetycznej mieliśmy ułożony zegar, do którego wystarczyło jedynie dołożyć wskazówki, oczywiście takie z magnesem. Tak zaczęliśmy cały cykl zajęć mających na celu naukę zegara, a ponieważ każde z nich miało trwać 60 minut, te musieliśmy już kończyć, więc Księciunio dostał drewnianą układankę.
Wszystkie dzieci lubią nowe rzeczy, te autystyczne także, nie zdarzyło mi się jeszcze, żeby któryś z moich uczniow zareagował negatywnie na nową zabawkę, czy układankę, chociaż trudno powiedzieć, co je fascynuje, bo niekoniecznie musi to, że są nowe i z ciekawości chcą to poznać. Może chodzić o fakturę, zapach, kształt, albo konkretny kolor (tutaj dużo czerwonego).
W tym przypadku wiedząc, że dla osób autystycznych, przy różnego rodzaju układankach, większe znaczenie ma kształt niż konkretny obrazek, wiedząc, że Księciunio lubi cyfry, chciałam żeby na nie też zwrócił uwagę, poza tym ćwiczył: koordynację wzrokowo-ruchową, motorykę małą, orientację przestrzenną. Możliwe, że się udało, bo ułożył bez problemów, a z sygnałów niewerbalnych odczytywałam, że jest zadowolony.
Kolejne zajęcia „z zegara” rozpoczeliśmy muzycznie. Tego też Księciunio mnie nauczył, że lubi muzykę, ale głośność musi być odpowiednio dobrana, najczęściej metodą prób i błędów, czyli chwilę trwa ustawianie głośności, aż zwróci uwagę, popatrzy lub pokaże dłonią, że to mu się podoba.
Poszukałam dla niego piosenkę o zegarach i od tamtych zajęć „naszą” piosenką na rozpoczęcie została „Ja jestem Pan Tik Tak”, a że Księciunio pokazywał „jeszcze raz”, wysłuchaliśmy jej wtedy chyba ze trzy razy. Znając Księciunia, moglibyśmy tak w nieskończoność, ale nie chciałam tak długo słuchać tej samej piosenki, ja nie mam autyzmu, za to chciałam, żeby Księciunio dalej poznawał zegar, więc ustaliliśmy, że piosenka jeszcze będzie, jak zrobimy kilka ćwiczeń.
To bardzo ważne, żeby osoba autystyczna wiedziała, co i ile ma zrobić, więc muszę to pokazać i opowiedzieć Księciuniowi i muszę się trzymać schematu, który sama ustalę. Nawet jeśli skończy przed czasem, albo potrzebuje tego czasu więcej, koniec jest wtedy, gdy wykona ostatnie zadanie. Księciunio jest duży i incydentalne zakłócenie ustalonych schematów jakoś zniesie, ale raczej nie przyzwyczai się do takiego funkcjonowania na stałe, jego autyzm mu na to nie pozwoli. Nie będzie chciał uczestniczyć w zajęciach, straci motywację do nauki, a niejednokrotnie brak przewidywalności i określonych ram tego co się dzieje, wywołuje u osób autystycznych coś, co inni nazywają zachowaniami trudnymi albo zaburzeniami zachowania. Wolę, żeby moi uczniowie mieli radość i pożytek z zajęć ze mną niż walkę z ich zaburzeniami zachowania.
Jak już wspomniałam wcześniej, dla osób z autyzmem, bardzo ważne są schematy funkcjonowania, mają ich całe mnóstwo, ale w szkole istotne jest, żeby tych zakłócających było jak najmniej, a w zamian należy wprowadzać takie, które będą przydatne i pożyteczne. Naszym stałym elementem zajęć jest zapisywanie daty, od którego zaczynamy i tak też zaczęliśmy kolejne zajęcia. Ponieważ jednak ich celem było nauczenie Księciunia rozpoznawania godzin na zegarze, od razu zdjęłam zegar ze ściany. Drugi, przeznaczony do ćwiczeń, Księciunio dostał do rąk i pierwsze ćwiczenie polegało na tym, żeby ułożył wskazówki na godzinie 10, bo tą właśnie wskazywał zegar. Trochę nam to zajęło czasu, głównie z powodu słabego napięcia mięśniowego rąk.
Ręce Księciunia nie zawsze wykonują to, co powinny, ale też gdy tylko poczują czyjąś inną rękę, która chce pomóc, natychmiast przestają pracować. Za każdym razem, gdy uda się coś, co Księciunio wykona samodzielnie, jest to powód, żeby go pochwalić. Do chwalenia zaczął nam służyć naczek „brawo”. Z czasem okazało się, że Księciunio bardzo lubi ten znaczek i gdybym przypadkiem zapomniała go nim nagrodzić, pokazywał dłońmi gest klaskania, upominał się o nagrodę.
Wtedy udało nam się ułożyć wskazówki na godzinę 10, czyli tą, o której w każdy wtorek zaczynaliśmy nasze zajęcia. Uczymy się, oprócz zegara, także komunikacji alternatywnej. Ponieważ chciałam, żeby Księciunio zapisał tą godzinę (u osób z autyzmem przeważa myślenie konkretno – obrazowe ), a nauczył się już znaku „teraz”, wykorzystaliśmy tę jego wiedzę, wklejając znak „teraz” a pod nim obrazek zegarka z zaznaczoną godziną 10.
Wcześniej ustawił tą godzinę na zegarze do ćwiczeń, odwzorowując ją z zegara ściągniętego ze ściany. Księciunio zna również znaki „wcześniej” i „później”, więc obok znaku „teraz” wkleiliśmy „wcześniej, a Księciunio ustalił na zegarze i zaznaczył na obrazku, że wcześniej to jest godzina 9. Wkleiliśmy znak „później” i analogicznie, najpierw ustawiliśmy wskazówki na zegarze do ćwiczeń, a potem zaznaczyliśmy na obrazku, że później to jest godzina 11.
Podobnych ćwiczeń zrobiliśmy kilka, a przy ustalaniu „wcześniej” i „później”, oprócz zegara do ćwiczeń i znaków Makaton, służył nam gest. Otóż na znakach „wcześniej” i „później” są półkoliste strzałki, w prawo i w lewo. Taką strzałkę, wyciętą z kartonu, Księciunio przykładał do zegara na kartce i wtedy widział, która jest przed 10 i która jest po 10. Dodatkowo biorę jego rękę i wykonujemy coś jakby machnięcie w lewą stronę, równocześnie ja wymawiam słowo „wcześniej”, robimy machnięcie w prawą stronę, a ja mówię „później”. W ten sposób angażujemy do nauki kilka zmysłów: wzrok, słuch i dotyk, co ma znaczenie nie tylko ze względu na autyzm Księciunia, ale także ze względu na jego niepełnosprawność intelektualną.
Wspomniałam już wcześniej, że dla takich osób jak Księciunio, ważne jest wyznaczenie ram, dlatego na zakończenie, robiliśmy analogiczne ćwiczenie: ułożenie znaków „teraz”, „wcześniej”, „później” i dopasowanie do nich obrazków z zegarkami wskazującymi godziny: 10, 11, 12. Księciunio nauczył się, że kiedy pokazuję mu na zegarze godzinę 11, to oznacza, że robimy ostatnie ćwiczenie i nastepuje koniec zajęć.
Pomiędzy początkiem, a końcem naszych rytuałów ustalonych dla potrzeb zajęć, wykonywaliśmy wiele różnych ćwiczeń, na przykład często układaliśmy tarczę zegarową, ale żeby Księciunio nie znudził się tym ćwiczeniem, były to różne tarcze zegarowe, tak jak różne bywają zegary.
Z czasem przeszliśmy od układania cyfr na tarczy zegarowej do układania samej tarczy pociętej na kawałki tak jak pizza, o tym jednak później. Na razie opisuję wam początki naszych zajęć, a na początku Księciunio uczył się samych godzin. A że jedną z metod uczenia się, generalnie jest powtarzanie i choć wymyślono już parę innych sposobów na uczenie się, jednak powtarzanie, powtarzanie i jeszcze raz powtarzanie jest dla osób z autyzmem i niepełnosprawnością intelektualną bardzo ważne.
Jak ćwiczyliśmy naukę rozpoznawania godzin? Ano tak, że mówiłam „pokaż godzinę 7”, Księciunio wskazywał na obrazku godzinę 7, układaliśmy tą godzinę na zegarze do ćwiczeń, a potem jeszcze rysowaliśmy wskazówki na obrazku zapisując obok „godzina 7”. Zrobiliśmy tych ćwiczeń… bardzo dużo, oczywiście nie na jednych zajęciach, ale powtarzając je na kolejnych.
Pewnego razu pokazałam Księciuniowi filmik specjalnie dla niego zmontowany na potrzeby naszej nauki zegara. Słuchając piosenki „U zegarmistrza gra muzyka”, oglądał zegary wskazujące kolejne godziny, a wyglądało to tak, jakby na prawdziwym zegarze przesuwały się wskazówki.
Księciunio patrzył pilnie jak migają wskazówki, ale godzin jest tylko 12, a piosenka trwa zaledwie kilka minut, więc kiedy filmik się skończył, zastygliśmy oboje w oczekiwaniu. Byłam ciekawa, co Księciunio zrobi i nie zawiodłam się. Pokazał „jeszcze raz”, więc oglądnęliśmy jeszcze raz, ale nie ma tak dobrze, żeby skończyło się na samym tylko oglądaniu i słuchaniu piosenki.
Księciunio za trzecim razem dostał wydrukowane zegary i zadanie, żeby ułożyć je we właściwej kolejności, czyli godzina 1, 2, 3 itd. To było dla niego coś nowego, ale podobało mu się i prawidłowo wykonał zadanie, w nagrodę słuchając piosenki jeszcze raz, ale też sprawdzając, czy obrazki są ułożone tak jak prosiłam, żeby to zrobił. Były, a Księciunio upomniał się o znaczek „brawo”.
Inne ćwiczenie, mające na celu utrwalanie i znajomości zegara i godzin na zegarze polegało na tym, że dostał obrazki zegarków, dwanaście, a Księciunio, ponieważ trudno mu pisać i rysować, przyklejał wskazówki wycięte z pianki kreatywnej na tarczach zegarów. Ta pianka też nie była przypadkowa, specjalnie wyszukuję i wymyślam moim uczniom pomoce, które mają konkretną fakturę, wyczuwaną palcami, w ten sposób angażuję zmysł dotyku. Na tych zegarkach wykonanych wtedy na zajęciach, wskazówki są mocno odstające od papierowej tarczy, więc dają możliwość wyczucia ich nawet z zamkniętymi oczami.
Niestety, w przypadku moich uczniów, co sprawdziłam przy okazji zadań należących do Profilu Psychoedukacyjnego, zamykanie oczu stanowi niemały problem, po prostu nie chcą tego wykonać, ale nie zmienia to faktu, że próbuję.
Wtedy też spróbowałam zasłonić mu oczy moją ręką lub opaską, a jego ręką chciałam, żeby wodził po wskazówkach, coś tam nam się udało, ale opór był zbyt duży, a przecież nie chodzi o wywołanie agresji, więc poprzestaliśmy na ułożeniu zegarków na tablicy magnetycznej.
Jak już wspomniałam, nasze cotygodniowe, wtorkowe zajęcia są w pewnym stopniu wypełnione rytuałami: zapowiada je piosenka „Ja jestem Pan Tik Tak”, na początku zapisanie daty, ułożenie zegarków ze znakami „teraz”, „wcześniej”, „później”, następnie ćwiczenia przeznaczone na ten dzień i na zakończenie ponowne ułożenie zegarków z odpowiednimi znakami. Ach, no i jeszcze stały element – znaczek „brawo”, jako nagroda.
Mimo tego, że sporo mamy tych stałych składowych, uważam, że dzięki nim Księciunio ma poczucie bezpieczeństwa, wiedząc co nastąpi, a wykonując ćwiczenie dobrze sobie znane, osiąga satysfakcję. Zaczynając od zadań łatwych, może mieć poczucie sukcesu, powtarzanie sprzyja utrwalaniu, a wplatanie w środek zajęć ćwiczeń o pewnym stopniu trudności, zapobiega znudzeniu i zniechęceniu.
Wszyscy moi uczniowie lubią, a wręcz preferują piosenki śpiewane przez inne dzieci, Ksieciunio nie stanowi wyjątku. Tym razem, piosenka „U zegarmistrza gra muzyka” okazała się bardzo przydatna, zwłaszcza, że gdy ją puszczałam, Księciunio był bardzo zadowolony i pokazywał „jeszcze raz”.
Posłuchaliśmy więc jeszcze raz, a zadanie polegało na tym, że trzeba było uzupełnić brakujące na tarczy zegara cyfry. Z doświadczenia wiem, że tego rodzaju obrazki pod tytułem „czego brakuje ?” sprawiają moim uczniom sporo trudności. Zanim jednak zaczęliśmy wykonywać to zadanie, omówiliśmy, to znaczy, ja mówiłam, a Księciunio ze swoim autyzmem pilnie słuchał, a mówiłam o tym, że zegarmistrz to ktoś, kto naprawia zegary, bo z zegarami tak już jest, że czasami się psują.
Pokazałam Księciuniowi obrazek przedstawiający zegarmistrza w otoczeniu różnych zegarów i zaraz też Księciunio został zegarmistrzem, który musi naprawić kilka zegarów. A oznaczało to, że z podanych cyfr musi wybrać te, których brakowało na tarczach zegarowych, oraz umieścić je w odpowiednim miejscu. I tu znowu trudność, ponieważ wspomniałam wam, że cechą Księciunia jest układanie wszystkiego w kolejności, a tu nie o to chodziło. Widziałam, że raczej rozumie co ma zrobić, ale toczy wewnętrzną walkę pomiędzy zrealizowaniem swojej obsesji, a wykonaniem zadania.
Dość trudno jest też czekać aż wykona jakąś reakcję w swoim odroczonym trybie, jednak jest to okoliczność, z którą należy bezwzględnie się oswoić. Ponaglanie go nie daje żadnych efektów (na szczęście, bo wcale nie trzeba mieć autyzmu, żeby się zdenerwować pod wpływem nacisku zewnętrznego). Przeczekałam więc tę jego walkę i tym samym doczekałam się, że uzupełnił brakujące cyfry na tarczach zegarków.
Jak sami widzicie, pozostając w temacie zegarowym, ćwiczymy wiele innych umiejętności, na przykład spostrzeganie, a do każdego zadania można dorobić stymulację sensoryczną. Tak też wykorzystałam obrazek z zegarmistrzem i piosenkę. Jedno zadanie polegało na dopasowywaniu kształtów, co nie stanowiło większego problemu, trudniej już było z układaniem zegarów.
Mówiłam do Księciunia: „Połóż na środku okrągły zegar, połóż z prawej strony trójkątny zegar, połóż z lewej strony prostokątny zegar”, a on co nieco się z tym męczył, ponieważ zrobiliśmy to ćwiczenie kilka razy, zmieniając układ zegarów. I chociaż w czasie spacerów Księciunio nie ma problemów, gdy mówię do niego: „skręcamy w prawo” (idzie przede mną i prawidłowo odróżnia kierunki), to jednak na kartce ma problem z odróżnieniem strony prawej i lewej, dlatego właśnie musimy to od czasu do czasu powtarzać. Piosenka. Pełno w niej „tik, tik, tak, tak, cyk, cyk” czyli prostych powtarzających się wyrazów dźwiękonaśladowczych. Zaraz też znowu zdjęliśmy ze ściany zegar i wsłuchiwaliśmy się w jego cykanie.
Parafrazując pewnego znanego pisarza A. Milne – „cykanie to coś co Księciunie lubią najbardziej” – czyli cichutkie, delikatne dźwięki, w których mógłby tonąć godzinami, jednak nie chciałam, żeby resztę zajęć spędził na słuchaniu zegara, stymulując się słuchowo. Miałam dla niego kolejną piosenkę o zegarach, w której także pojawiały się dźwięki i nazwy zegarów, co dało nam okazję do oglądania zdjęć i słuchania na komputerze tego, w jaki sposób pracują zegary. Wydrukowałam kilka takich zdjęć zegarów: zegar słoneczny, budzik, zegarek na rękę, zegar z kukułką itp., a Księciunio dobierał do nich cienie, co zresztą zrobił bez trudu, gdyż tego rodzaju ćwiczenia percepcji wzrokowej często robimy w klasie.
Jednak, żeby nie zmarnowały nam się takie fajne odgłosy zegarów, następne ćwiczenie wykorzystywało fakt, że Księciunio potrafi czytać, więc do obrazków przedstawiających zegary dobierał dźwięk, który właśnie słyszał z komputera. Wyraźnie podobało mu się to ćwiczenie, a najbardziej moment wsłuchiwania się w dźwięki zegarów.
Oczywiście, jak to podczas nauki posługiwania się zegarem, zrobiliśmy na wielu zajęciach ćwiczenia polegające na określeniu, co robimy w ciągu dnia i o której godzinie. Wyglądało to różnie, albo Księciunio dobierał obrazek do określonej godziny, albo zaznaczał godzinę na zegarku w formie podpisu pod obrazkiem. Duuużo tych ćwiczeń zrobiliśmy, w końcu nasze zajęcia „zegarowe” realizowaliśmy przez cały rok szkolny, a jeszcze więcej razy ustawialiśmy wskazówki na zegarach przeznaczonych do ćwiczeń.
Jednak wszystkie te ćwiczenia miały jeszcze jeden cel, małymi kroczkami zmierzaliśmy do tego, żeby wprowadzić pojęcie „doba”. A jak już sobie zapisaliśmy za pomocą symboli Makaton, że „dzień i noc to doba, doba ma 24 godziny”, to trzeba było zapisać te godziny, więc od nowa układanie tarczy zegarowej, na której tym razem zaznaczyliśmy, że popołudniu godziny nazywają się: 13, 14, 15 itd.
Znowu przydała się nam drewniana układanka, bo Księciunio mógł ćwiczyć te godziny, żeby jednak się nie znudził, robiliśmy też inne rzeczy. Mówiłam wam, że istotnym problemem Ksieciunia są jego ręce, a ćwiczenia usprawniające umiejętność pisania nazywają się grafomotoryka.
W tym przypadku wykonywanie ich w wersji standardowej jest mało skuteczne. Oczywiście, że Księciunio wie o co chodzi i czasami nawet stara się połączyć kropki, ale dziwnym trafem to, co mu wychodzi, jest do niczego niepodobne. Dlatego staram się wymyślać mu urozmaicenia, które równocześnie będą pomocą dla jego dłoni. Na jednych z zajęć, zadaniem Księciunia było z całej sterty zegarków wybrać te, które pokazują tą samą godzinę i połączyć je sznureczkiem.
Następnie, takie połączone zegarki przeklejaliśmy na brzegach kartki, a naprężony sznurek stanowił pomoc dla rąk, które rysowały linię prostą. Innym wariantem tego rodzaju ćwiczeń są styropianowe kostki, na których Księciunio nie musi przyklejać obrazków, a jedynie przypina pinezkami wstążeczkę łącząc jednakowe elementy. Potem markerem rysuje po wstążeczce, a pod nią zostaje ślad na kartce i w ten sposób osiągamy cel, jakim jest narysowanie linii prostej.
Księciunio bardzo lubi takie ćwiczenia, może czuje się wtedy jak magik, na pewno jednak ma powody do zadowolenia, bo udaje mu się coś osiągnąć i na pewno zasługuje na znaczek „brawo”. I znowu przyszła pora, żeby przejść na kolejny etap naszej nauki zegara. Mówiłam wam, że wielokrotnie układaliśmy tarczę zegarową, jednak gdy już Księciunio znał pełne godziny, ich rozmieszczenie i umiał określić pory dnia i nocy, nie można było dłużej zwlekać, musiał się dowiedzieć tej prawdy, że oprócz godzin, istnieją także minuty.
Więc tym razem nasza obserwacja zegara ściennego koncentrowała się na tym, że przez jakiś czas patrzyliśmy, jak przesuwają się wskazówki, a Księciunio przypomniał sobie symbole „szybko”, „wolno”, natomiast układanie zegara wiązało się z wcześniejszym krojeniem go na kawałki tak jak pizzę. Najpierw na pół. Dużo rzeczy wtedy pokroiliśmy na pół: kartkę, jajko, jabłko, kulkę z plasteliny, gumkę do mazania i jeszcze parę innych rzeczy po to, żeby uzmysłowić Księciuniowi samo pojęcie podziału.
Jako ostatni przecięłam zegar, a Księciunio go składał. Wybrałam zegar, na którym były wyraźnie zaznaczone minuty i wszystkie te minuty policzyliśmy aż do 60, co dla Księciunia jest proste, ponieważ potrafi liczyć do 100. To również było coś, co Ksieciunie lubią najbardziej – układanie cyferek w kolejności. Nasz zegar do ćwiczeń, do dzisiaj pozostał obklejony cyframi – minutami. Zanim poskładał, przy pomocy obrazków, opowiadałam mu, co to jest pół doby, pół dnia i pół godziny.
Od dzielenia na pół przeszliśmy do ukrojenia kawałka oznaczającego pięć minut. Księciunio ładnie pokazał, który kawałek jest większy, bo to już od dawna mamy wyćwiczone, ale pokazał też z pewną pomocą, że 30 jest większe niż 5 i 25 jest większe niż 5, co daje nadzieję, że nie tylko układa mechanicznie cyfry w kolejności, ale ma jakieś pojęcie liczby.
Dobrze nam szło z tym krojeniem zegara na kawałki. W sumie to nie wiem, czy Księciunio lubi pizzę, wiem, że lubi frytki, a pierogi uwielbia, gdybyśmy mieli prawdziwą pizzę a nie zegar, mielibyśmy tym samym niezłą ucztę, bo odcinaliśmy od zegara 5 minut, 10 minut i różne inne kawałki, a Księciunio zawsze wiedział który jest większy. Niestety z układaniem wskazówek na zegarze do ćwiczeń już nie poszło tak gładko, mimo że odkrojone fragmenty papierowego zegara przykładaliśmy do tego prawdziwego i tak trudno mu było przesunąć wskazówki. Za każdym razem staraliśmy się także zapisać określoną godzinę, głównie za pomocą symboli Makaton.
Dużo ćwiczeń, dużo powtórzeń, połączonych ze słuchaniem muzyki i stymulacją sensoryczną, aż zastał nas koniec roku szkolnego. Teraz jest kolejny rok szkolny, zegar z podpisem nadal wisi w naszej klasie, mimo że już tak intensywnie nie ćwiczymy umiejętności posługiwania się nim, nie zapominam, że jest i kiedy tylko „moje” dzieci zaczynają śniadanie, przerwę, zajęcia, obiad, lub inne coś, co ma się wydarzyć o określonej godzinie, patrzymy na zegar i pokazuje im położenie wskazówek.
Wiele rzeczy powtarza się codziennie, więc takie łączenie, codziennie, konkretnych czynności z konkretnym ułożeniem wskazówek może sprawi, że zaczną zapamiętywać godziny. Nie mogę robić założenia, że „nie rozumieją”, bo tego nie wiem, nie powiedzą mi przecież, choć nie przestaję wierzyć, że może kiedyś… Może doczekam się chwili, gdy któreś z nich, jeśli nie powie, to przynajmniej pokaże odpowiedź na pytanie „która godzina?”.
Autor: Renata Musiał – Czytelniczka Portalu