Autor: Czytelnik Portalu Pedagogika Specjalna
Opublikowano: 12 stycznia 2020 roku.
Elektroniczne Zakłady Naukowe we Wrocławiu w roku szkolnym 2018/2019 realizowały projekt „Europejskie praktyki zawodowe dla uczniów EZN III” w ramach programu Erasmus+ w sektorze „Kształcenie i szkolenia zawodowe”. W zawodzie technik informatyk i technik mechatronik doskonaliliśmy swoje umiejętności zawodowe na Malcie.
Praca była dla nas przyjemnością, ale „wisienką na torcie” był sam pobyt na wyspie. Maltańczycy uwielbiają świętować i każdy powód jest dla nich dobry do zorganizowania imprezy. Co roku hucznie obchodzi się tutaj Dzień Świętego Patryka, który – jak wiadomo – jest ważnym wydarzeniem dla Irlandczyków. I właśnie obchody tego święta powitały nas po przybyciu na Maltę.
Maltański styl imprezowania różni się od polskiego tym, że tutaj w ogóle nie organizuje się domówek, ale za to do większości klubów jest darmowy wstęp. Dla nas, Maltańczycy są naprawdę wspaniali, wyluzowani i zabawni. Dopóki nie wsiądą za kółko. Wtedy następuje transformacja. Biada temu, kto na drodze będzie miał konflikt z mieszkańcami. Przejazd z jednego końca wyspy na drugi zajmuje maksymalnie godzinę. Wbrew pozorom, na wyspie panują ogromne korki, bo mieszkańcy raczej nie korzystają z komunikacji publicznej. Zresztą, nie ma co się dziwić – autobusy są często przepełnione i możemy tylko obserwować, jak odjeżdżają bez nas. Rozkład jazdy to tylko niezobowiązująca tabliczka.
Maltę możemy porównać do dużego miasta, otoczonego dookoła morzem. Moją drogę zaczynam od opuszczenia miasta St Julian, w którym mieszkamy. Przechodzę przez kolejne miasto o nazwie Sliema i docieram do trzeciego – Valletty. To wszystko w promieniu 2 km. Valletta posiada piękną, wyjątkową architekturę – dosłownie wszystkie budynki wykonane są ze skał w charakterystycznym złotym kolorze. Czuje się tu atmosferę małego, starego miasteczka. Valletta jest bramą do reszty kraju.
Spacer po Valletcie zaczynamy wchodząc przez Bramę Główną – niegdyś zamykaną na noc. Od „bramy” ciągnie się główna ulica Valletty – Triq ir-Republica. Ulica ma kilometr długości i kończy się przy forcie św. Elma. Jest to typowa ulica handlowa skupiająca sklepy, bary i restauracje. Oprócz sklepów znajdują się tu także muzea, kościoły i budynki użyteczności publicznej (w tym Parlament, tuż za bramą miejską, wygląda bardzo niepozornie).
Przy tej ulicy skupione są najważniejsze budynki miasta – Pałac Wielkiego Mistrza, Katedra św. Jana czy Biblioteka Narodowa. W połowie długości ulicy znajduje się główny plac miasta – Plac św. Jerzego. Za placem św. Jerzego ulica staje się nieco mniej turystyczna. Zostawiając plac za sobą przenosimy się jakby do innego świata – nie ma tu już sklepów, tłumów turystów, tylko zwykłe domy prawdziwych Maltańczyków. Można tu natknąć się na warzywniaki i piekarnie, opuszczone i popadające w ruinę budynki.
Na pierwszy rzut oka zabudowa Valletty może sprawiać wrażenie chaotycznej, ale to pozory. To szachownica poprzecinana 9 ulicami w pionie i 12 w poziomie. Charakterystyczne są rzeźbione kołatki do drzwi oraz kolorowe, drewniane wykusze wywodzące się z tradycji architektury islamskiej, a także niezliczone figury świętych.
Valletta to bardzo małe miasto, w związku z czym wszystkie zabytki i ciekawe miejsca są ciasno stłoczone na bardzo niewielkim obszarze. Odległości między nimi są tak małe, a budynki tak niepozorne, że łatwo je przeoczyć. Zdarzało się, że szukałam jakiegoś miejsca i wydawało mi się, że jeszcze trzeba kawałek iść, a okazywało się, że stoję obok niego albo już go minęłam. Dlatego trzeba chodzić powoli, rozglądając się uważnie dookoła na wszystkie strony, aby nie przeoczyć czegoś interesującego.
Takie właśnie szwendanie się po ulicach i samodzielne odkrywanie uroczych miejsc jest najfajniejsze. Warto po prostu oddać się swobodnemu spacerowi, iść gdzie nogi poniosą i samodzielnie odkrywać architektoniczne perełki i detale na budynkach. Mnie urzekają opuszczone kamienice, nadgryzione zębem czasu balkony, stare szyldy, nazwy domów, zdobione drzwi i inne elementy na elewacjach budynków………..i to jest właśnie prawdziwa Valletta. Jedno mogę powiedzieć – po spacerze po Valletcie z pewnością nie będziecie rozczarowani, a jedyne co będzie Wam dokuczało, to niedosyt i chęć poznania historii tego miasta.
Autor: Agnieszka Niedziela – Czytelniczka Portalu